Siedziałam tam, na szczycie, czekałam, sama nie wiem na co, patrzyłam w dół... Nie minęły nawet dwa dni a już postanowiłam zejść na dół i pokazać Force'owi, że jest beznadziejny, wywalić mu wszystko co powinien wiedzieć. Zjechałam jak wcześniej po klifie, czując mrowienie pod łapami i brud, patrzyłam co dzieje się w dolinie. Force pewnie siedział za wodospadem i tylko czekał by mi znowu wymówić jaka to jestem okropna. Wszystko wydawało się w porządku, Force zwykle nie wychodził zza wodospadu, cóż, trudno. Sądziłam, że jeśli wstąpi do watahy nic między nami się nie zmieni, niestety, bywa jednak różnie i tak się stało. Nad doliną akurat przelatywał ogromny biały pegaz, latał wśród chmur i zataczał koła nade mną, te stworzenia zawsze wzbudzały we mnie chęć wolności, bez ograniczeń i... i... szczęścia... Force był moim przyjacielem, od zawsze praktycznie,we wszystkim się ze mną zgadzał, cenił sobie przyjaźń nade wszystko, a teraz nagle takie PYK! i po wszystkim. Wiem dlaczego, zakochał się w córce alfy. Przeszły mnie mdłości, poczułam nie chęć do niej, pragnęłam ją zabić, rozwalić, sprawić by przestała istnieć. Nie zrobiłam tego, to by zniszczyło przyjaźń. Kiedy on się z nią pokłócił biegł tylko ile sił w łapach do mnie wypłakiwać się we mnie, a gdy już wszystko wracało do normy odpychał mnie a ja czułam się jakbym zleciała z klifu do głębin oceanu. Miał mnie w nosie gdy tylko śliczna wadera przeprosiła go. Szczerze, nie kocham go, ale jest moim jedynym przyjacielem, jedynym wilkiem który mnie rozumie, powinniście zrozumieć, dlaczego mi tak na nim zależy. Wskoczyłam na wysoki kamień, lubiłam patrzeć na coś z góry, wiedząc, że ktoś może wreszcie zauważy, że żałuję wszystkiego co złe zrobiłam, a staram się być dobra. Im bardziej się staram, tym bardziej wszystko się sypie. Położyłam się, leżałam, długo. Zasnęłam na kilka minut i sturlałam się na ziemię, ocknęłam się nagle i otrzepałam ze śniegu. Poszłam wreszcie zdecydowanym krokiem do wodospadu za którym tkwiły jaskinie watahy. Wskoczyłam szybko w wodospad, poczułam ciepło spływające po moim pysku. Woda z tego wodospadu jest zawsze zaskakująco ciepła, nawet w zimę. Otrzepałam się i poszłam po schodach prowadzących do jaskiń. Tym razem zauważyłam, że Force siedzi na samym szczycie jaskiń.
- No jak tam pogoda n a górze?! - krzyknęłam co poniosło się echem po skalnej dziurze.
- Wietrznie i ponuro. - odrzekł znudzony i leżał z głową na łapach patrząc na prawo.
Od razu skakałam po jaskiniach jak małpa i na dodatek, zaskakująco szybko. Po chwili już byłam przy Force.
- Dlaczego znowu tu wróciłaś? - syknął nie patrząc na nią Force.
- Ładnie mi się odpłacasz za wszystko co dla ciebie zrobiłam. - warknęłam tym razem na prawdę wściekła.
- Wataha świętuje, ja jestem tu na straży, oni mi ufają, a ty jak zwykle wszystko musisz rujnować. - warknął nadal patrząc w drugą stronę.
- Jak zwykle?! Ale numer! Kiedy ostatnio ciebie zawiodłam?! Kiedy ostatnio zrobiłam coś co miałoby ci zaszkodzić?! GDYBY NIE JA TOBY TA TWOJA ARRAORA NIE PATRZYŁABY NAWET NA CIEBIE! - ryknęłam nie dbając o to czy ktoś nas usłyszy.
- Ah, tak?! Gdybyś się mnie posłuchała i
Aukeraemana to byś była szczęśliwa tak jak ja! Byłabyś tu prawnie i mogłabyś tu ze mną pilnować! Należałabyś do watahy! Ale nieeee.... Giza musi być sama, odcięta od reszty, musi udawać, że szczęście ją opuściło! - warczał Force.
- Myślałam, że jesteśmy tacy sami... - byłam wściekła, ale starałam się tłumić łzy.
- N-najwidoczniej to było złudzenie. - zająkał się Force niepewny tego czy dobrze zrobił, słyszał mój szloch.
- Wspaniale! - wybuchnęłam i wybiegłam z wodospadu, zobaczyłam tylko jak Force kuli uszy, ale mnie to nie obchodziło, już nic się dla mnie nie liczyło. Warczałam i biegłam przed siebie nie zwracając uwagi gdzie biegnę, czemu i czy to dobre rozwiązanie. Teraz chciałam się tylko gdzieś zaszyć, gdzieś gdzie nikt mnie nie znajdzie, tam gdzie będę mogła rozpaczać do końca życia, bez nikogo. Wbiegłam w głąb lasu. W nieznane.
---
Taki mały rozdział, przynajmniej coś wiecie. No więc zachęcam do komentowania!
Dobranoc.
20.57